Strategia na kryzys: rząd ma czas, przedsiębiorcy już nie

– Jeżeli musisz wiedzieć, że masz rację, nim wykonasz ruch, nigdy nie wygrasz. Perfekcja jest wrogiem dobrych rozwiązań w zarządzaniu kryzysowym. Szybkość jest ważniejsza od perfekcji – mówił przed kilkoma tygodniami szef pionu Światowej Organizacji Zdrowia ds. sytuacji nadzwyczajnych Michael Ryan. Dzisiaj wszyscy jesteśmy właśnie na tym etapie.

W bezprecedensowej sytuacji, w jakiej – nie z własnej woli – znaleźliśmy się z powodu koronawirusa, znacznie cenniejsza od doświadczenia staje się elastyczność, z której wynika sprawność działania. Pandemia wymusza zupełnie nowe podejście do strategii, redefiniuje planowanie, bo zagadką jest nawet najbliższa przyszłość, liczona w dniach. W codziennym teście przywództwa liderzy egzaminowani są przede wszystkim z umiejętności wychodzenia poza schemat i zdolności dostosowania się do szybko zmieniających się okoliczności. Strategia, taktyka i reagowanie operacyjne zostały skompresowane do formatu 3 w 1 – efektu oczekuje się tu i teraz.

W czasie, gdy jedyny pewnik to, że nic nie jest pewne, nasza gospodarka stanęła przed próbą, z której musi wyjść zwycięsko. To wręcz część polskiej racji stanu. Jednocześnie biznes, jak nigdy dotąd, jest dzisiaj zależny od jakości legislacji i stanowionego z udziałem polityków prawa. Owszem, wymusza to działania pionierskie, trochę jak w medycynie walczącej z koronawirusem.

Trzeba działać szybko, niekoniecznie perfekcyjnie. Właśnie takiej pomocy potrzebują najbardziej dotknięte kryzysem branże – turystyka, hotele, transport, gastronomia, budownictwo, przetwórstwo przemysłowe, organizatorzy imprez masowych, rozrywka i rekreacja, a także galerie handlowe, w których stoiska mają przecież nie tylko tzw. sieciówki ale i mali przedsiębiorcy. O nich musimy się martwić szczególnie, bo z dnia na dzień, często rządowymi decyzjami, zostali pozbawieni jakichkolwiek przychodów. Pamiętajmy, że w branżach silnie narażonych na ekonomiczne konsekwencje lockdownu pracuje aż 4,2 mln osób. Z tej liczby 3 mln to zatrudnieni pracownicy, a nieco ponad 1 mln to właściciele i współwłaściciele firm. Ponad połowę miejsc pracy zagrożonych z powodu restrykcji znajduje się w handlu.

Zdecydowanie nieperfekcyjna, wybiórcza, lecz też nadmiernie skomplikowana i zbiurokratyzowana jest tarcza antykryzysowa, a przynajmniej jej pierwsza odsłona – bo rząd już zapowiada wersję 2.0. W badaniu Instytutu Badań Spraw Publicznych (IBSP) z 1 kwietnia br., wykonanym na zlecenie m.in. GDS Grupy Doradztwa Strategicznego, zapytaliśmy respondentów, czy ich zdaniem tarcza antykryzysowa zaproponowana przez rząd uratuje polskie firmy przed upadłością w czasie spowolnienia związanego z epidemią koronawirusa. Niemal połowa odpowiadających nie jest przekonana, że podjęte środki są wystarczające. Kolejne 25 proc. badanych nie ocenia rządowego programu ani pozytywnie, ani negatywnie. Jedynie 20 proc. badanych uważa, że rządowa tarcza ma szansę pomóc polskim firmom.

To dobrze, że reakcja rządu w ogóle jest, ale przedsiębiorcy czekają na więcej. Zapewne gdyby w sondażu brali udział wyłącznie przedsiębiorcy, to odsetek pozytywnych ocen tarczy byłby minimalny. Pokrzywdzony z powodu koronawirusa biznes – ten mały i ten większy – liczy przede wszystkim na mechanizm ratowania płynności, czyli na realną, szybką pomoc, według maksymalnie uproszczonych procedur. Z perspektywy biznesu oczekiwanym, ale niestety niespełnionym scenariuszem byłaby rewolucyjnie prosta legislacja antykryzysowa, aplikująca w pierwszym etapie trzy składniki: odroczenie terminów, zawieszenie podatków i udostępnienie finansowania. Dwa pierwsze nie wymagają szerszego komentarza, powinny być uruchomione dla wszystkich natychmiast – bez zbędnych wniosków i decyzji urzędniczych, tymczasem przez wiele dni były tematem dyskusji czołowych polityków…

Zatrzymajmy się na dłużej przy trzecim składniku: udostępnieniu finansowania w celu utrzymania płynności. Dla firm poszkodowanych w wyniku epidemii taką pomocą byłoby uruchomienie linii kredytowej z BGK o zerowym lub minimalnym oprocentowaniu – zabezpieczonej przez działania NBP, a nie bezpośrednio z budżetu. W optymalnej wersji – w wysokości do 80 proc. miesięcznych przychodów z ostatnich 3, 6 lub 12 miesięcy – według preferencji wnioskodawcy. Wnioski byłyby składane online w systemie bankowości elektronicznej (tu rewolucji nie trzeba, bo szlaki przetarł już m.in. program 500 plus).

W badaniu IBSP zapytaliśmy też respondentów, czy ich zdaniem firmy pokrzywdzone przez ograniczenia związane z epidemią koronawirusa powinny mieć możliwość otrzymania tanich kredytów z Banku Gospodarstwa Krajowego lub innej państwowej instytucji. Ponad 80 proc. uczestników badania odpowiedziało „zdecydowanie tak” lub „raczej tak”.

To pokazuje, że zdecydowana większość Polaków jest świadoma problemów płynnościowych firm i jest gotowa poprzeć niekonwencjonalne, rewolucyjne rozwiązania, by je ratować w czasie lockdownu. A skoro już o rewolucji mowa, to w dłuższym okresie najbardziej przyda nam się kolejna odsłona tej cyfrowej. Biorę w ciemno nawet taką fragmentaryczną i wymuszoną, bo rozwijaną z konieczności. Mamy szansę na to, aby coś dobrego po z`koronawirusie zostało w administracji publicznej – rządowej i samorządowej. Bo jeśli nie teraz, kiedy fizycznie po prostu nie da się pójść do urzędu – i nikt nie wie, jak długo to potrwa – to już nie wiem, co musiałoby się stać, żeby cyfrowa rewolucja naprawdę objęła wszystkie wymagającej jej obszary.

Koronawirus co najmniej „przełożył” (a niekiedy już odwołał) wiele wydarzeń gospodarczych, konferencji i targów, które były szansą rozwoju relacji biznesowych. Stanowiły również bardzo potrzebną platformę dialogu między światem gospodarki i polityki. Na towarzyszących tym imprezom panelach i konferencjach biznes i polityka tłumaczyły sobie nawzajem, z polskiego na nasze, swoje punkty widzenia – zbyt często się rozmijające. Generalnie kuleje w Polsce dialog społeczny. Część aktywności eksperckiej przeniesiono do Internetu, ale czy spotkania zdalne, bez pogłębionych dyskusji kuluarowych, tak naprawdę mogą zbliżać? Komunikacja na linii politycy–przedsiębiorcy była wyzwaniem w normalnym czasie. W czasie wyjątkowym staje się wyjątkowym wyzwaniem. Paradoksalnie, ponieważ świat polityki to w istocie permanentny kryzys, obecne okoliczności nie są dla niego aż tak dotkliwe, jak odbiera je świat biznesu. Ta swoista niekompatybilność stanowi wyzwanie również w kwestiach czysto finansowych i fiskalnych. Bo sektor publiczny nawet gdy twierdzi, że rozumie, to w rzeczywistości nie rozumie problemów przedsiębiorców związanych z dostępem do pieniądza.

Tymczasem, aby zachować płynność finansową, firmy powinny na przykład móc korzystać z pieniędzy zamrożonych na rachunkach split-payment. Może też nastał moment na to, aby przynajmniej w najbardziej zagrożonych kryzysem branżach, w rozliczeniach VAT przejść na metodę kasową – czyli zapłata VAT następowałaby po rzeczywistym otrzymaniu pieniędzy od kontrahenta, a nie w terminie wynikającym z wystawionej faktury? To są zmiany techniczne, które rząd może przeprowadzić bez nowelizacji ustaw, więc mogą nastąpić szybko. Ważne nie tylko, by rząd to zrobił, ale też by uczynić to w zgodzie z interesami przedsiębiorców.

Najwyższy czas, aby przestawić fiskusa z organu represyjnego na taki, który realnie wspiera przedsiębiorców. W krajach zachodnich policja skarbowa już od dawna działa w ten sposób. Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorstw Adam Abramowicz w jednym z wywiadów opowiadał o swoim znajomym, który po tym jak wpadł w Polsce w kłopoty z powodu ZUS i niesolidnego wspólnika, przeniósł się za Odrę, gdzie założył drobną firmę i przez dwa lata ledwo wiązał koniec z końcem. Po tym czasie do jego małego biura zapukało dwóch panów z niemieckiego urzędu skarbowego mówiąc, że – tu pierwszy szok – chcą mu pomóc. Po pierwszym szoku nastąpił drugi, bo rzeczywiście pomogli. Przypomnę tu tylko, że u nas partia rządząca już przed dwoma laty reklamowała zmiany w ordynacji podatkowej pod hasłem „przejrzystość, prostota, przyjazność”. Na papierze wygląda świetnie. W rzeczywistości – każdy przedsiębiorca wie, czego się spodziewać po polskim fiskusie. Testem przywództwa w dobie pandemii będzie pokazanie, jak od słów przejść do czynów.

Prawo i sprawiedliwość – postulat, który trafnie ujmuje oczekiwania społeczeństwa, w tym przedsiębiorców. A jak jest w sferze faktów? To do sądów prędzej czy później trafią sprawy przedsiębiorców w kryzysie. I to tam, jak w soczewce skupiają się dysfunkcje relacji między polityką a biznesem. Temida od lat ma swoje problemy. Epidemia tylko je spotęguje. Problem zatrzymania sądów rozstrzygających – już i tak opieszale – spory pomiędzy przedsiębiorcami będzie narastał. Ministerstwo sprawiedliwości wyszczególniło co prawda katalog spraw pilnych, które mają się toczyć mimo ograniczeń związanych z koronawirusem, ale ku mojemu zdumieniu w tej grupie nie znalazły się sprawy restrukturyzacyjne ani naprawcze, tak ważne dla firm w kryzysie. Pilnie potrzebne są ułatwienia w elektronicznym składaniu pism procesowych, to postulat do realizacji na już. Jest nie do pomyślenia, by w latach 20. XXI wieku prawnik musiał stać w kolejce na pocztę, aby złożyć pismo do sądu – obecnie ciągnącej się na dworze, bo przecież trzeba w niej stać w dwumetrowym odstępie od następnego kolejkowicza. Przedsiębiorcy oczekują szybkich i konkretnych odpowiedzi, jak zmieni się w kryzysie i po jego zakończeniu sposób działania instytucji państwowych, stanowiących otoczenie biznesu i mających na niego ogromny wpływ.

Za szybkie stosowanie niestandardowych metod walki z epidemią rządowi należy się ostrożna pochwała – być może podjęte środki zapobiegną niekontrolowanemu wzrostowi liczby zakażonych. Ale pomimo ewentualnych sukcesów w ograniczaniu epidemii, nie mogą nam zniknąć z pola widzenia skutki gospodarcze i prawne przyjętej strategii. Nawet przedsiębiorcy chcący pomagać w zwalczaniu koronawirusa poruszają się po nieznanym gruncie, w warunkach wielkiej uznaniowości, jaką dała rządzącym specustawa. Ramy prawne działań władzy – gdyby zamiast uchwalania nowego, skorzystano z istniejącego prawa i ogłoszono stan klęski żywiołowej – byłyby dużo jaśniejsze i bardziej przewidywalne dla wszystkich, więc także dla biznesu. Przedsiębiorcy mogliby zwracać się do rządu o odszkodowanie za poniesione straty. Ten mechanizm jest dobrze znany od 2002 roku, gdy uchwalono ustawę, na mocy której rolnicy już w wielu sytuacjach dostawali tzw. klęskowe.

Mówiąc o stanie klęski żywiołowej, wszyscy zwracają uwagę na konieczność przełożenia wyborów prezydenckich, które nie mogą się odbywać w tym czasie, ani 90 dni po jego zakończeniu. Nie chciałbym tu mylić przyczyny ze skutkiem. Kwestia wyborów, wobec konieczności poradzenia sobie z epidemią i zapewnienia bezpieczeństwa zdrowotnego obywatelom, jest wtórna i nikt nie powinien się kierować polityką, gdy chodzi o zdrowie ludzi. Wracając jednak do polityki – i zaproponowanych przez rządzącą partię wątpliwych konstytucyjnie zmian w Kodeksie wyborczym – trudno nie zauważyć, że umożliwienie 30 milionom wyborców głosowania korespondencyjnego może być wyzwaniem, z którym nie poradzą sobie organy wyborcze ani Poczta Polska. Zasadne staną się pytania o legitymizację mandatu uzyskanego w tak przeprowadzonych wyborach. Słaby i kwestionowany prezydent przez kolejne 5 lat będzie pogłębiał niestabilność systemu politycznego i słabość państwa, zamiast stać się liderem ich odbudowy.

Premier Mateusz Morawiecki oświadczył niedawno, że na szczepionkę na koronawirusa być może trzeba będzie poczekać nawet rok. Prawdopodobnie tak jest, badania naukowe mają swoje prawa. Jedno jest pewne: biznes na pewno nie może tak długo czekać i domaga się skutecznego leczenia już teraz. Tylko w marcu upadło lub zawiesiło swoją działalność prawie 60 tysięcy polskich firm. Codziennie docierają do nas informacje o zwolnieniach w firmach, które jeszcze walczą, żeby przetrwać. A to dopiero początek. Gospodarka musi pozostawać w ruchu. Jeżeli się zatrzyma, wielu projektów, przedsięwzięć i firm nie uda się już ponownie uruchomić. Wielu miejsc pracy nie uda się przywrócić. Stan niepewności, który jest aktualnie powszechnym udziałem przedsiębiorców i pracowników biznesu, powinien transformować w kierunku nadziei na przyszłość, a nie masowego spełniania się najgorszych scenariuszy.